Moje pierwsze w życiu róże. Nie są łatwymi kwiatami. Nie kwitną tak obficie jak bym chciała, ale też i nie maja lekkiego życia wśród tych skał. Na szczęście wszystkie przezimowały. Przycinałam je z podręcznikiem w ręku, choć patrząc na efekty moich poczynań nie wydaje mi się, żebym dobrze zrozumiała wszystkie wskazówki. Walczę też z mszycami i mrówkami. Ostatnio zauważyłam, że mrówki namiętnie obgryzają brzegi pierwszych płatków w młodych pąkach. Staję się wtedy nerwowa i bez skrupułów miażdżę mrówki między palcami. Cóż... róże to nie aksamitki czy koper. Róże są trudne. Cóż to by jednak był za ogród bez choćby jednej róży? Żałuję, że nie mogę załadować na bloga ich cudnego zapachu. Pierwsza zakwitła moja ukochana '
Peace', znana też jako '
Gloria Dei' lub '
Gioia':
|
'Peace' ('Gloria Dei', 'Gioia') |
Ta róża wielkokwiatowa została wyhodowana we Francji. Ponieważ rejestracja tej odmiany zbiegła się z zakończeniem II wojny światowej, nadano jej nazwę 'Peace'.
Jako jedyna wśród moich róż nie ma problemu z mszycami. Chyba nie lubią jej twardych, skórzastych liści. Póki co ma tylko dwa kwiaty, ale za to ogromne. Zresztą nawet bez kwiatów jej piękne, błyszczące liście są bardzo dekoracyjne.
Następna w kolejności jest
'Schneewittchen', która chyba padła w tym roku ofiarą moich "podręcznikowych cięć" i nie jest już pięknym, symetrycznym krzaczkiem, jakim była ubiegłej jesieni. Nie ma też tylu kwiatów, ale mimo to uważam, że jest urocza:
|
'Schneewittchen' |
Przed domem ciężko walczy o przetrwanie '
Pink cloud'. Byłam przekonana, że nie przeżyje zimy. To właśnie ona została opatulona agrowłókniną w taki sposób, że przypominała wyjątkowo zniekształconego ducha na śniegu. Dodam jeszcze tylko, że '
Pink cloud' jest wyjątkowo oblepiona mrówkami i bez przerwy podgryzana. Pomyśleć, że z minuty na minutę tracę kawałek różowej chmury.
|
'Pink cloud' |
Róża, która w mojej wyobraźni miała piąć się po drewnianej kratce pod balkonem i uginać pod ciężarem kwiecia w rzeczywistości wydała jeden kwiat po czym prawie zamarzła na śmierć mimo mojej zaawansowanej konstrukcji ocieplającej. Cięłam wiosną jej biedne pędy przy samej ziemi. Mowa tu o róży
'Lichkonigin Lucia' :
|
'Lichtkonigin Lucia' |
Na szczęście w tym roku ma się trochę lepiej. Widzę sporo pąków, wypuściła też więcej pędów, ale nie są one tak długie jak były w zeszłym roku. Ma piękne, ciemnozielone liście o silnym połysku. I wreszcie pozostałe dwie odmiany. Dzięki Ani już wiem, że ta pierwsza to 'Bonica'. Drugiej nazwy niestety zapomniałam, gdyż - o wstydzie - zgubiłam kartki z opisami. Jestem jednak przekonana, że gdzieś je widziałam. Znajdą się pewnie zimą w najmniej spodziewanym miejscu.
|
'Bonica' |
Sielankowe, wiejskie krajobrazy, białe płoty, przez które przewieszają się obsypane różami krzewy, ciężkie od pąków i pełne buczących trzmieli. Taaak...nad takim naturalistycznym, nostalgicznym obrazem pracuje się bardzo ciężko. To zupełnie jak z farbowaniem włosów.
Walcz z owadami i wygraj, bo masz piękne róże. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBede walczyc, Gigus! Na razie najlepiej walczy moj kot - zjada kazdego owada jakiego napotka na swojej drodze ;)
UsuńWitaj Ewuniu. Jak na takie trudne warunki to myślę, że osiągnęłaś już sukces. Masz piękne odmiany. Róże są trudne, wiem coś o tym. W zeszłym roku bardzo mi pomarzły i myślałam, że już się nie wyliżą. W tym roku bujają niesamowicie i kwitną na potęgę. Mam swój sposób na mszyce - sadzę w pobliżu róż (i wielu innych roślin w ogrodzie) kępki aksamitek. Nie znoszą ich mszyce i nicienie. Oczywiście nie zawsze chroni to w stu procentach ale w tym roku jeszcze nie było mszycy na różach. Polecam, spróbuj. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzieki Ewus, jak zwykle mnie pocieszasz. Mysle, ze Twoje roze skorzystaly z obfitych deszczy. Pracuje z jednym Anglikiem, ktorego hobby byly kiedys wlasnie roze. I powiedzial mi, ze wg niego nic tak nie poprawia kondycji roz jak dobre nawodnienie. No i jak sie do nich usmiechasz, to sie nie dziwie, ze tak Ci bujaja i kwitna :D. Mam pare aksamitek, poprzesadzam je kolo roz. Dziekuje za odwiedziny i pozdrawiam Cie cieplutko.
UsuńPiękne są Twoje róże - tyle kolorów, kształtów i odmian!
OdpowiedzUsuńAle nie ma róży bez kolców - słyszałam, że tam gdzie róże, tam i mrówki, niestety.
Pozdrawiam
A mrowki doja mszyce :D. Aniko, tylko Ty bys mogla uzytek z tego zjawiska zrobic i swoim makroobiektywem wyczarowac nam jakies zdjecia owadzich zaleznosci. Prosimy o foty!!!! :)
Usuńja tam słyszałem, że podobnież biedronki (i inne podobne) zjadają mszyce. jednak biedronki boją się mrówek. Więc kombinacja mszyca-mrówka jest nieprzegonienia :P
OdpowiedzUsuńna jednym ze zdjęć złapałaś mrówkę:P...to jest moje ulubione zdjęcie.
Tak, biedrinki zra mszyce. Pare dni temu widzialam takze biedronke na rozy. Byla bardzo mala i chuda, z czego wnioskuje, ze dopiero przyleciala do pasnika :)
UsuńHahaha...no ja widzialam w zyciu juz lepsze zdjecie mrowki..z czlowiekiem :)
Jeżeli lubisz róże, to polecam okrywowe. Wiem, że to nie to samo, co róże wielkokwiatowe, ale mają mnóstwo zalet:
OdpowiedzUsuń- bardzo długo i obficie kwitną (we Wro do października)
- nawet krótko przycięte na wiosnę silnie odrastają
- są odporne na zimno i inne czynniki (we Wrocławiu rosną na kwietnikach przy ulicy i świetnie dają sobie radę).
Róże okrywowe są niskie (ok. 50-70cm), mają mnóstwo drobnych kwiatków zebranych w kwiatostany na końcach pędów, niestety nie pachną, ale ja je lubię za twardy charakter. Polecam jasnoróżową 'The Fairy'(ale są też białe i w ciemnym różu lub czerwieni)
pozdrawiam :-)
Małgosiu, dziękuję za informacje. Na pewno sprawdzę, czy sklep ogrodniczy, w którym się tu zaopatruję ma takie odmiany. Róże o twardym charakterze to coś co by nam się tu przydało. Szkoda tylko, że nie pachną :)
Usuń'Gloria Dei' piękna, miałam ją kiedyś, nieźle sobie z nimi radzisz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za słowa uznania i za odwiedziny :). Co do Gloria Dei to właśnie dzisiaj spadł deszcz i wszystkie płatki opadły :(. Dobrze, że się nie ociągałam ze zdjęciami...
UsuńJasna różowa róża to Bonica ;). Odnośnie mrówek - tam gdzie MSZYCE tam są mrówki, nie ma mszyc, mrówki nie łażą. One zjadają spadź, którą wytwarzają mszyce, dlatego wygląda to tak, jakby jadły same róże. Trzeba zrobić oprysk, wystarczy woda z octem lub porządne płukanie silnym strumieniem wody, które zrzuci mszyce na ziemię (same się na krzewy nie wgramolą). Biedronki to też dobra opcja, ale musi ich być więcej niż jedna, bo mszyca tworzy kolonie w mgnieniu oka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę wielu radości z posiadanych róż ;).
AniaDS.
Aniu, dziękuję za "różane" informacje :). Zbieranie biedronek wydaje się dość czasochłonnym zajęciem, więc chyba jednak oprysk jest najlepszym rozwiązaniem. Dziś zdmuchiwałam mszyce z pędów ;) pozdrawiam serdecznie
Usuńpiękny masz blog, ja zapraszam na swojego ; http://myphotography006.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia róży :) oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńOgród bez róży to jak...perfumy bez zapachu.Chociaż niełatwe w uprawie warte starania,bo gdy kwitną jest jak w bajce.
OdpowiedzUsuńZupełnie nie znam się na kwiatkach, ani na dbaniu o nie, czasem kupuję sobie takie do wazonu, inne jakoś nie chcą u nas nigdy na dłużej zagościć ;) A Twoje róże są piękne, szczególnie te różowe :)
OdpowiedzUsuńRóże podobno b. lubią też glinę, dokładnie wymieszaną z dobrą ziemią, pół na pół, nie ma co się jej bać, plus trochę piasku, no i przekompostowany obornik, kawałki grubszych pociętych gałązek, dla napowietrzenia, rozluźnienia... woda hmm jestem początkujący, ale zgadzam się, po dobrym podlaniu, rozkwitają :) dostrzegłem to już sam. Pozdrawiam Panie :)
OdpowiedzUsuńRóże to zdecydowanie jedne z moich ulubionych kwiatów <3 Mam w ogrodzie i bardzo o nie dbam. Są dosyć wymagające w pielęgnacji, ale warto dla tego widoku i zapachu :)
OdpowiedzUsuń