Na szczęście (lub jak kto woli - na nieszczęście) warunki jakie oferuje tej roślinie Finlandia raczej nie sprzyjają jej inwazji na Północ. Poszukując informacji bardziej szczegółowych ponad to co można przeczytać na stronach internetowych centrów ogrodniczych mających w swojej ofercie budleję, dowiedziałam się o arcyciekawych faktach, towarzyszących zadomowieniu/rozpanoszeniu się budlei w Europie. Zacznijmy jednak od początku…
Systematyka
Każdy botanik, a i nawet student, który botaniki choć trochę "liznął na pierwszym roku" wie, że jeśli w jednym zdaniu pojawia się "początek" i "roślina", to pewnie w następnym pojawi się niejaki Karol Linneusz.
Karol Linneusz [1] |
Otóż właśnie nadchodzi chwila, w której należy napisać owo zdanie. Nazwa rodzajowa (Buddleja) została utworzona przez samego Karola Linneusza już w 1737 roku. Linneusz pragnął w ten sposób uhonorować angielskiego botanika-amatora, Adama Buddle (1662-1715). Buddle był także klerykiem i jak większość kleryków specjalizował się w … mszakach. Z samą budleją prócz nazwiska nic go nie łączy [2]. Zostawmy więc zakochanego w mchach kleryka i przejdźmy do meritum, czyli do nazwy gatunkowej (daviidi). Ten człon pochodzi od nazwiska pewnego francuskiego misjonarza, Armanda Davida...
Typowy zakonnik
Ojciec Armand David (z francuska: Père David) urodził się w 1826 roku w Kraju Basków. W wieku szesnastu lat postanowił wstąpić do zakonu Zgromadzenia Misji (lazaryści) i jak każdy przeciętny zakonnik poświęcił się bez reszty… zoologii i botanice.
o. Armand David [3] |
Wyświęcony w 1862 roku, Armand David został wysłany do Chin, gdzie natychmiast zaczął kolekcjonować zoologiczne, botaniczne, paleontologiczne i geologiczne okazy dla Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu. Wiem, że ogarnia Was lekkie zniecierpliwienie, ale pozwólcie mi jeszcze dodać, że ojciec David odkrył pandę wielką (Ailuropoda melanoleuca), jelenia milu (Elaphurus davidianus) i, bagatelka, 200 gatunków dzikich zwierząt, z czego 63 zupełnie nieznanych ówczesnym zoologom, 807 (!) gatunków ptaków, z czego 65 nie opisanych wcześniej przez nikogo. Do kolekcji dołączył także niezliczoną ilość nie opisanych uprzednio płazów, gadów, owadów (zwłaszcza ciem) i w końcu roślin, wśród których znajduje się niesamowita budleja, zwana też omżynem lub motylim krzewem.
Z Chin do Europy
Obszar naturalnego występowania budlei to centralne i południowo-zachodnie Chiny. Budleja rośnie tam na wysokości do 3500 m n.p.m., tworząc gęste i zwarte zarośla porastające górskie stoki. Dawni angielscy botanicy i przyrodnicy, którzy dotarli w te rejony opisywali stanowiska budlei w północno-zachodniej Prowincji Szechuan jako niesamowite masy krzewów o purpurowo-fioletowych kwiatach. Oto jedna kiść:
Teraz wyobraźcie sobie górskie zbocza porośnięte kilometrami takich krzewów. Za taki widok można dać się pokroić. Taki widok rodzi pragnienie posiadania owych cudów we własnym ogrodzie. Zbadać, opisać, poznać, posiąść i rozmnożyć! Takie właśnie myśli mogły towarzyszyć wiktoriańskim dżentelmenom, kiedy w końcu zziajani i spoceni dotarli do jakiejś przełęczy, skąd mogli podziwiać omżynowe zarośla. Nasz pracowity ojczulek David wysłał do Europy pierwsze okazy budlei w 1869 roku. Rośliny pochodziły z wschodniego Tybetu. Jakiś czas potem rosyjscy handlarze sprowadzili do Europy nasiona budlei, a w 1896 roku inny misjonarz (czy tylko ja mam wrażenie, że w dawnych czasach osoby duchowne interesowały się naprawdę istotnymi zagadnieniami?) ojciec Paul Guillaume Farges wysłał do Europy kolejne okazy budlei. [2]
Rewolucja przemysłowa i pierwsza krucjata
Rozmaite podgatunki budlei sprowadzone na teren Wielkiej Brytanii zaczęto zapamiętale krzyżować. Powstawały nowe hybrydy różniące się a to kolorem kwiatów (np. niespotykane w naturze białe), a to ich kształtem albo pokrojem rośliny. Szał krzyżowania zbiegł się w czasie z rewolucją przemysłową. Huk przędzarek, latające czółenka i rozwój wiktoriańskich ogródków, których powstawało tym więcej, im wyżej w hierarchii pięła się klasa średnia. A co na to sama budleja? Nowe hybrydy stwierdziły, że wiktoriańskie ogródki to nuda i … uciekły na pola, łąki, opuszczone tory kolejowe, gruzowiska i w romantyczne ruiny angielskich zamków.
Okazało się, że hybrydy znakomicie krzyżują się między sobą i z powodzeniem rozsiewają. Efekt jest taki, że rodzaj Buddleja występuje teraz praktycznie w całej Europie od regionu śródziemnomorskiego na południu, po Bergen (Norwegia) na północy i od Hiszpanii na zachodzie, po wschodni kraniec, który stanowi Bułgaria. Budleja rozpoczęła prawdziwą krucjatę i naturalizowała się także w Południowej Afryce, Zambii i Zimbabwe. Około 1900 roku budleja została zaintrodukowana (zapewne kolejny urzeczony kleryk-botanik) do Ameryki Północnej, gdzie - a jakże - z lubością zaczęła "uciekać" z ogrodów i szkółek. Okazy budlei można również spotkać w Peru, Ekwadorze, Boliwii, Kolumbii, Panamie i Meksyku. Budleja naturalizowała się nawet w tak odległej części świata jak Australazja, na obszarze Zachodniej Australii i w Nowej Zelandii [2]. Wiktoriańscy botanicy zapewne powiedzieliby teraz: "ups!". Nie żyją już jednak od bardzo dawna, więc proponuję przejść do dziejów współczesnych.
Oportunistka
Jeśli jeszcze jakimś cudem nie zasnęliście postaram się Wam wyjaśnić przyczyny sukcesu budlejowej krucjaty. Otóż budleja to oportunistka. Choć kocha wilgotny i ciepły, subtropikalny klimat, jest w stanie dopasować się do mniej korzystnych warunków klimatycznych. Toleruje mrozy nawet do -28 stopni Celsjusza. Uwielbia gleby zasobne w wapń, gruzowiska i tereny przekształcone przez człowieka. Potrafi jednak z powodzeniem rosnąć na glebach ubogich w wapń [2]. Mój najbardziej okazały krzew rośnie w niemal kwaśnej glebie i ma się doskonale. Interesująca jest również plastyczność tego krzewu, przejawiająca się w morfologii i pokroju. W zależności od warunków środowiska budleja może albo tworzyć gęste zarośla, albo być dumnym soliterem, albo nawet niewielkim drzewem. Mało tego, budleja jest niemal zupełnie odporna na choroby. Nie imają się też jej popularne szkodniki owadzie, gryzonie, i ślimaki (u nas tylko po niej spacerują, i to bez większego entuzjazmu).
Budleja już od dawna była obiektem zainteresowania medycyny naturalnej. Różne części rośliny wykorzystywano w leczeniu raka, chorób serca, infekcji skórnych, reumatyzmu, zaburzeń trawienia, jako remedium na ukąszenia węży i jako środek uspokajający, przeciwbólowy, przeciwkrwotoczny i przeciwbiegunkowy. Naukowcom udało się wyizolować z budlei kilka interesujących flawonoidów (m. in. związki odpowiadające za produkcję barwników i ochronę rośliny przed szkodnikami i chorobami), a także pochodne kwasu szikimowego (konia z rzędem temu kto wiedział, że istnieje na świecie taki kwas organiczny!) który jest prekursorem wielu związków aromatycznych i ma coraz większe znaczenie np. w kosmetologii. Co ciekawe, liście budlei od wieków stosowane były przez Chińczyków do łowienia ryb. Nie wiadomo, czy liście mają wyjątkowo atrakcyjny smak/zapach dla ryb. Wiadomo natomiast, że potrafią je szybko uśmiercić ze względu na obecność toksycznych glikozydów (aukubina, katalpol i jego pochodne). Co więcej, z kory i korzeni budlei wyizolowano pięć seskwiterpenów (budledyn A, B, C, D i E), które także charakteryzują się wysoką toksycznością dla ryb. [2]
Jednak dla mnie i dla mojego ogrodu najważniejszy jest olejek eteryczny wydzielany przez budleję podczas kwitnienia. To on odpowiada za chmary motyli, które obsiadają krzew na przełomie lipca i sierpnia.
Agresywny wzrost, szerokie spektrum tolerancji co do warunków klimatycznych, płodność - te wszystkie cechy sprawiają, że gatunek jeszcze nie zakończył niestety swojej krucjaty. W Nowej Zelandii budleja znajduje się w pierwszej piątce najbardziej problematycznych, egzotycznych chwastów. Inwazyjny gatunek tworzy gęste i zwarte zarośla, praktycznie niemożliwe do usunięcia metodami mechanicznymi. Herbicydy są natomiast skuteczne jedynie w przypadku bardzo młodych roślin. Wydaje się, że najbardziej efektywną metodą ograniczenia inwazji budlei jest biokontrola oparta na naturalnej konkurencji między roślinami. Jednak wprowadzanie do ekosystemu kolejnych agresywnych lub obcych gatunków celem wyparcia budlei jest wysoce ryzykowne.
Rozmaite podgatunki budlei sprowadzone na teren Wielkiej Brytanii zaczęto zapamiętale krzyżować. Powstawały nowe hybrydy różniące się a to kolorem kwiatów (np. niespotykane w naturze białe), a to ich kształtem albo pokrojem rośliny. Szał krzyżowania zbiegł się w czasie z rewolucją przemysłową. Huk przędzarek, latające czółenka i rozwój wiktoriańskich ogródków, których powstawało tym więcej, im wyżej w hierarchii pięła się klasa średnia. A co na to sama budleja? Nowe hybrydy stwierdziły, że wiktoriańskie ogródki to nuda i … uciekły na pola, łąki, opuszczone tory kolejowe, gruzowiska i w romantyczne ruiny angielskich zamków.
Okazało się, że hybrydy znakomicie krzyżują się między sobą i z powodzeniem rozsiewają. Efekt jest taki, że rodzaj Buddleja występuje teraz praktycznie w całej Europie od regionu śródziemnomorskiego na południu, po Bergen (Norwegia) na północy i od Hiszpanii na zachodzie, po wschodni kraniec, który stanowi Bułgaria. Budleja rozpoczęła prawdziwą krucjatę i naturalizowała się także w Południowej Afryce, Zambii i Zimbabwe. Około 1900 roku budleja została zaintrodukowana (zapewne kolejny urzeczony kleryk-botanik) do Ameryki Północnej, gdzie - a jakże - z lubością zaczęła "uciekać" z ogrodów i szkółek. Okazy budlei można również spotkać w Peru, Ekwadorze, Boliwii, Kolumbii, Panamie i Meksyku. Budleja naturalizowała się nawet w tak odległej części świata jak Australazja, na obszarze Zachodniej Australii i w Nowej Zelandii [2]. Wiktoriańscy botanicy zapewne powiedzieliby teraz: "ups!". Nie żyją już jednak od bardzo dawna, więc proponuję przejść do dziejów współczesnych.
Oportunistka
Jeśli jeszcze jakimś cudem nie zasnęliście postaram się Wam wyjaśnić przyczyny sukcesu budlejowej krucjaty. Otóż budleja to oportunistka. Choć kocha wilgotny i ciepły, subtropikalny klimat, jest w stanie dopasować się do mniej korzystnych warunków klimatycznych. Toleruje mrozy nawet do -28 stopni Celsjusza. Uwielbia gleby zasobne w wapń, gruzowiska i tereny przekształcone przez człowieka. Potrafi jednak z powodzeniem rosnąć na glebach ubogich w wapń [2]. Mój najbardziej okazały krzew rośnie w niemal kwaśnej glebie i ma się doskonale. Interesująca jest również plastyczność tego krzewu, przejawiająca się w morfologii i pokroju. W zależności od warunków środowiska budleja może albo tworzyć gęste zarośla, albo być dumnym soliterem, albo nawet niewielkim drzewem. Mało tego, budleja jest niemal zupełnie odporna na choroby. Nie imają się też jej popularne szkodniki owadzie, gryzonie, i ślimaki (u nas tylko po niej spacerują, i to bez większego entuzjazmu).
Medycyna naturalna, motyle i ryby
Budleja już od dawna była obiektem zainteresowania medycyny naturalnej. Różne części rośliny wykorzystywano w leczeniu raka, chorób serca, infekcji skórnych, reumatyzmu, zaburzeń trawienia, jako remedium na ukąszenia węży i jako środek uspokajający, przeciwbólowy, przeciwkrwotoczny i przeciwbiegunkowy. Naukowcom udało się wyizolować z budlei kilka interesujących flawonoidów (m. in. związki odpowiadające za produkcję barwników i ochronę rośliny przed szkodnikami i chorobami), a także pochodne kwasu szikimowego (konia z rzędem temu kto wiedział, że istnieje na świecie taki kwas organiczny!) który jest prekursorem wielu związków aromatycznych i ma coraz większe znaczenie np. w kosmetologii. Co ciekawe, liście budlei od wieków stosowane były przez Chińczyków do łowienia ryb. Nie wiadomo, czy liście mają wyjątkowo atrakcyjny smak/zapach dla ryb. Wiadomo natomiast, że potrafią je szybko uśmiercić ze względu na obecność toksycznych glikozydów (aukubina, katalpol i jego pochodne). Co więcej, z kory i korzeni budlei wyizolowano pięć seskwiterpenów (budledyn A, B, C, D i E), które także charakteryzują się wysoką toksycznością dla ryb. [2]
Budledyna A [4] |
Budledon B [4] |
Jednak dla mnie i dla mojego ogrodu najważniejszy jest olejek eteryczny wydzielany przez budleję podczas kwitnienia. To on odpowiada za chmary motyli, które obsiadają krzew na przełomie lipca i sierpnia.
Podstawową substancją wchodzącą w skład olejku jest związek o budowie nieregularnego terpenu - oksoizoforon [2].
Zapach wydzielany przez kwitnącą budleję jest słodki i przypomina trochę zapach, jaki wydzielają dojrzałe, opadłe z drzewa owoce morwy.
Oksoizoforon [4] |
Zapach wydzielany przez kwitnącą budleję jest słodki i przypomina trochę zapach, jaki wydzielają dojrzałe, opadłe z drzewa owoce morwy.
W słoneczne, bezwietrzne dni na swoich budlejach zaobserwowałam motyle z rodziny Nymphalidae, takie jak rusałka admirał (Vanessa atalanta), rusałka pawik (Inachis io), rusałka pokrzywnik (Aglais urticae), piękna i niestety bardzo płochliwa rusałka żałobnik (Nymphalis antiopa), rusałka osetnik (Vanessa cardui) oraz bielinki (Pieridae).
Kwiatostany budlei są także oblepione wszelkiej maści bzygami, trzmielami, pszczołami i osami.
Spotkałam na nich także kruszczycę złotawkę, a nawet… ważkę, która jako drapieżnik nie interesuje się nektarem, ale wykorzystuje owadzie "zbiegowisko" wokół budlei i czeka na okazję, żeby upolować nieostrożnego, pijanego nektarem bzyga.
Budleja wabi także ćmy i inne nocne owady, natomiast w tropikalnych rejonach świata - kolibry. Obserwacje przeprowadzone w parkach Nowego Jorku wykazują, że motyle preferują budleję jako źródło pożywienia i miejsce odpoczynku w stosunku do innych roślin rosnących w ich zasięgu. [2]
Każdy kij ma dwa końce
Agresywny wzrost, szerokie spektrum tolerancji co do warunków klimatycznych, płodność - te wszystkie cechy sprawiają, że gatunek jeszcze nie zakończył niestety swojej krucjaty. W Nowej Zelandii budleja znajduje się w pierwszej piątce najbardziej problematycznych, egzotycznych chwastów. Inwazyjny gatunek tworzy gęste i zwarte zarośla, praktycznie niemożliwe do usunięcia metodami mechanicznymi. Herbicydy są natomiast skuteczne jedynie w przypadku bardzo młodych roślin. Wydaje się, że najbardziej efektywną metodą ograniczenia inwazji budlei jest biokontrola oparta na naturalnej konkurencji między roślinami. Jednak wprowadzanie do ekosystemu kolejnych agresywnych lub obcych gatunków celem wyparcia budlei jest wysoce ryzykowne.
Budleja ma jednak rzesze entuzjastów. Jest nadal z powodzeniem sprzedawana przez centra ogrodnicze i wciąż pojawia się w naszych ogrodach. Ludzie, którzy pokochali budleję niezależnie od jej pochodzenia stali się jednocześnie jej adwokatami i walczą o jej zachowanie i ochronę. Nieprzypadkowe znaczenie ma tutaj fakt, że "kolonizacyjny szczyt" budlei w Europie przypadł na czasy tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Eksplozja kolorów i motyle na gruzowiskach zniszczonych miast - tego było potrzeba oczom i sercom ludzi, którzy przetrwali najmroczniejszy chyba okres w dziejach Europy.
Szczerze wątpię, żeby budleję zaczęto w Europie zwalczać na masową skalę, nawet jeśli zostaną w końcu opracowane efektywne metody takiego zwalczania. W Wielkiej Brytanii, w hrabstwie Hertsfordshire powstał nawet specjalny komitet do spraw budlei. Rozległe pola budlei zarejestrowano jako "Village Green", czyli po naszemu "nawsie", chroniąc tym samym rośliny od ewentualnej eksterminacji w przyszłości. Budleja porosła także opuszczone tereny angielskich kopalń, które wykorzystano m.in. do składowania odpadów azbestowych. W rezultacie powstały tętniące życiem zarośla, wśród których roi się od owadów, jeży, ptaków i węży. [2]
Niewątpliwie potrzeba nam więcej badań nad potencjalnymi kierunkami i dynamiką ekspansji budlei w Europie. Jestem całym sercem, szkiełkiem i okiem z ekologami i ich obawami o rodzime gatunki roślin. Ekolodzy jednak muszą uwzględnić silny, emocjonalny związek jaki istnieje między budleją, a jej miłośnikami, do których sama się zaliczam.
[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Linneusz#/media/File:Carl_von_Linn%C3%A9.jpg
[2] The Invasive Buddleja davidii (Butterfly Bush), Nita G. Tallent-Halsell, Michael S. Watt (http://rd.springer.com/article/10.1007/s12229-009-9033-0)
[3] http://storyofarmanddavid.filmbinder.com/
[4] Dzięki uprzejmości nieocenionego małżonka, posiadacza doktoratu z zakresu chemii organicznej.