Pages - Menu

poniedziałek, 6 lipca 2015

Wszystkie kolory lata

Trudno w to uwierzyć, ale… jest nam gorąco. Jak na tutejsze warunki śmiało rzec można, że mamy prawdziwe lato. 26 stopni Celsjusza w cieniu nastraja Finów do grillowania i spędzania czasu na świeżym powietrzu. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkiem. Lekką nutę wędzonki we włosach w poniedziałek zawsze można usprawiedliwić rzekomym pobytem w saunie (do której wciąż nie umiem się przekonać).


To krótkie, gwałtowne lato mija tutaj tak szybko, że trzeba celebrować każdy dzień, ba, każdą godzinę! Podobnie rzecz ma się z roślinami. Skoro już przezimowały i wyszły spod śniegu, należy je wielbić i traktować jak bóstwa w świątyni. Złamanie peonii, nawet niechcący jest w Ogrodzie na Północy grzechem śmiertelnym i może być odkupione jedynie noszeniem deszczówki dla storczyków, spędzających lato w oranżerii.




Pamiętam, że podczas pierwszych lat mojego pobytu w Finlandii śmiałam się ze "szturmu" na centra ogrodnicze, który zaczyna się w marcu, a warunkiem tej "rójki" są dwa słoneczne dni pod rząd. Ludzie z szaleństwem w oczach uginają się od donic, targają do domów te wyhodowane w cieplarniach kolory, jakby chcieli odpędzić zimowy smutek i utwierdzić się w przekonaniu, że wiosna w końcu nadejdzie. Dwa wyciągnięte od nadmiaru ciepła, pędzone hiacynty mogą ocalić od depresji lub co najmniej ciężkiego przygnębienia. Teraz i ja o tym wiem, i już nie śmieję się z kogoś, kto topi kilkaset euro w sklepie ogrodniczym na jednoroczne kwiaty po 20 euro sztuka. Pragnienie obcowania z kolorem, zapachem i świeżością roślin jest tu wprost desperackie (szczególnie na przełomie lutego i marca, gdy wydaje się, że śnieg i ciemności są wieczne). Taka choćby lilia bulwkowata. Płonąca kępa, zupełnie jak ognisko w środku ogrodu. Zimą widuję je w kwiaciarniach, owinięte w folie i sprzedawane jako cięte kwiaty do bukietów. Wyglądają tak smutno i blado w porównaniu do tych, które kwitną teraz:





Jednak nie o zimie chcę pisać, gdy wokół tak piękne lato, gdy można chodzić boso po ciepłych deskach tarasu, a właściwie "snuć się" wolno i dostojnie, krokiem ekonoma obchodzącego swoje pole. Koniecznie z rękami splecionymi z tyłu i pionową zmarszczką na czole. W naszym ogrodzie trzeba jedynie omijać koty, które leżą na wygrzanych słońcem deskach i zadziwiają swoją długością.
Zdarza się także niespodziewana kontrola jakości wody, a jak wiadomo woda w ogrodzie to podstawa (o roli wody w ogrodach pisałam tutaj).


Po otwarciu drzwi na taras, schodzimy po schodach, mijamy oczko wodne i stajemy przed taką oto ścianą:


Nasz jaśminowiec został przycięty dwa lata temu w lutym. Brodziłam po pas w śniegu i machałam wesoło sekatorem dotleniając jednocześnie wiercącego się w moim brzuchu Pierworodnego. Krzew został bardzo mocno przycięty (być może za sprawą hormonów). Wycięłam wszystkie stare i grube pędy, starając się wpuścić do środka jak najwięcej światła i powietrza. Przy okazji zauważyłam, że są to w rzeczywistości trzy krzewy posadzone blisko siebie.



Nie zamierzam się rozwodzić nad opisem tego jak boski zapach wydzielają kwiaty jaśminowca. To zapach, który uwodzi. Od wielu lat poszukuję perfum, których kompozycja choć odrobinę zbliżyłaby się do tego absolutu. Bezskutecznie. Każda próba podrobienia tego zapachu kończy się czymś, co przypomina raczej łazienkowy odświeżacz powietrza.


Fotografuję tę ścianę kilka razy o różnych porach dnia. Za każdym razem jest inna. A w zestawieniu z fioletem łubinów i kotem barwy tiramisu okazuje się, że biel ma dużo więcej odcieni niż na pozór się wydaje.


W drodze do pracy rozmyślnie idę na przystanek autobusowy na skróty, przez ogród, żeby tylko przejść koło tej białej, pachnącej burzy. Wracam tą samą drogą i zanim jeszcze ogród wyłoni się zza skał, czuję zapach jaśminowca.

A ogród przygotował dla mnie w tym roku i inne niespodzianki:



Kocham te prezenty i przenoszę je troskliwie w miejsca, gdzie jest lepsza ziemia i więcej światła. Ten niemal czarny to mój pupil. Wyrósł prawie pod progiem i wygląda jak zbuntowana nastolatka słuchająca gotyku:


Przyznam się ze wstydem, że nie wiem o tych maleństwach zupełnie nic. Kwitną niestrudzenie od początku czerwca i rosną nieomal na gołej skale. Wyglądają jak miniaturowe bratki, ale wydaje mi się, że to po prostu dzikie fiołki. Za to między innymi uwielbiam swój związek z ogrodem. On po prostu zmusza mnie do tego, żeby zdobywać wiedzę. Myślę, że nasza początkowa zażyłość powoli przekształca się w prawdziwą przyjaźń.




13 komentarzy:

  1. Uwielbiam zapach jaśminowca,mam dwa krzewy kilkuletnie ale najdziwniejsze jest to ,że jeden co roku obsypany jest kwiatami a drugi nigdy nie kwitł.Przepiękne są te mini bratki ,też myślę ze to fiołki ale odmiana jakaś szlachetna.Twoje łubiny przepiękne a drewniane tarasy boskie.Słoneczka i ciepełka życzę, u nas żar leje się z nieba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Halszko, juz niedlugo i my doswiadczymy tego polskiego zaru :). Co do tego jasminowca, ktory nie kwitnie: moze ma za duzo azotu? Nie rosnie przypadkiem kolo kompostownika? :) Podsypalabym go np. w kwietniu siarczanem potasu albo innym nawozem zawierajacym duzo potasu, zeby zawiazal paki. Moze sie uda? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już widać mocno ten Twój związek z ogrodem, zrobiło się pięknie i romantycznie. Jaśminowiec (bez uroku) wygląda zjawiskowo. Ja też jestem fanką jego zapachu. Żałuję że mój rośnie zbyt daleko od domu.
    Przesyłam uściski!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie piszesz o swoich zmaganiach z ogrodem. Jaśmin uroczo się rozrósł i teraz masz swój ulubiony zapach. Wiem jak cudowną woń roztacza dookoła. Strasznie podoba mi się twój deskowany taras.Brawo. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Haniu, deskowany taras, a raczej jego kondycja to zasluga tylko i wylacznie mojego meza, ktory gdyby mogl to pewnie bralby specjalny urlop na szlifowanie i olejowanie desek wylacznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój ogród prezentuje się pięknie. Ach, jak miło by było chodzić po tarasie na bosaka, usiąść na leżaku i patrzeć na strzeliste łubiny, pachnący jaśminowiec oraz te wszystkie roślinki - małe i duże. Fiołki są przeurocze. Korzystaj z lata ile się da, Mary! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Anika, dalo sie tylko w weekend. Dzis w nocy lunal deszcz i peonie przygiely mi sie do samej ziemi. Ciekawe czy to juz koniec cieplych dni?

    OdpowiedzUsuń
  8. Fiołki śliczne - jestem wielkim miłośnikiem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tez je uwielbiam od kiedy sie tak zadomowily w moim ogrodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale pięknie piszesz o swoim ogrodzie a taras jest cudny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do opinii. Dużo ładnych ogródków pyszniących się w internetach można teraz napotkać, ale twój styl pisania jest bardzo ujmujący.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Bardzo mi milo :). Takie wizyty i komentarze to chyba najlepsza motywacja do tego, zeby pisac :)

      Usuń