Pages - Menu

środa, 13 lutego 2013

Znajdy

Mój ogród to introwertyk. Dawno nie zaznał ludzkiej ręki i trzeba było niemałych starań, żeby wreszcie zaczął ze mną rozmawiać. Nadal jest jeszcze trochę zamknięty w sobie i dziki, ale to już nie ten sam zarośnięty milczek, jakim był, kiedy pierwszy raz do niego weszłam. Trudno tu zdobyć trochę miejsca na kwiaty. Większość ogrodu to lita skała, na której rośnie wrzos, trawy i całe przedszkole młodych sosen. Tym cenniejsze są te niewielkie skrawki ziemi, pod którą nie ma skał. Kiedy pierwszy raz zaczęłam oswajanie ogrodu, polegało to głównie na wyrywaniu chwastów i darni z owych cennych, żyznych wysepek.
Kto kiedyś widział taką darń, wie o czym piszę. Zbita i splątana ze sobą masa korzeni i mchu, nie przepuszczająca światła i wody. Zupełnie jak filc albo długo nie czyszczona damska szczotka do włosów. Z każdym oderwanych płatem prawie słyszałam haust powietrza uwalniającej się ziemi. Pod spodem ukazała się czarna, tłusta gleba, coraz bardziej puszysta od uderzeń motyką. Po którymś z kolei uderzeniu spod motyki wytoczyło się nagle osiem małych kulek. Cebulki mieczyków! Maleńkie, zapewne przybyszowe cebulki. Dawno temu odłączyły się od matecznych cebul, po których nie został nawet ślad. Leżały i leżały pod warstwą darni czekając na choćby promyk słońca. Nie miały szans się przebić, choć to nomen omen mieczyki. Nikt ich też nigdy nie zabrał do domu na zimowanie. Na szczęście zbita warstwa korzeni i mchu ochroniła je przed mrozami. Bez wątpienia były żywe.
A więc przemówiłeś, milczku, pomyślałam. Oto twoja niespodzianka - osiem nieboraków, które Bóg wie ile czasu czekały właśnie na mnie.
Był już lipiec, ale mimo to posadziłam je na słonecznym skrawku ogrodu. Prawie natychmiast wypuściły zielone, wesołe piórka, choć oczywiście nie zakwitły. We wrześniu zabrałam je do domu. Oczyszczone z łusek leżą sobie w trocinach i czekają na wiosnę. Kiedy tęsknota za słońcem staje się nie do zniesienia, schodzę do piwnicy i je oglądam. Mają się dobrze. Wokół miejsca, gdzie oderwałam uschnięte piętki korzeniowe z zeszłego roku pojawiają się już małe, perłowe korzonki. Znajdy żyją i mają w sobie mnóstwo energii. W każdym z tych żółtych turbaników zakodowany już jest kolor i kształt przyszłych kwiatów.


wtorek, 5 lutego 2013

Pobudka, wstać! Płomykowi orzeszków dać.

Po rozsypaniu na poręczy balkonu orzeszków, wizyta wiewiórki była kwestią czasu. Puszyste stworzenie w zimowej, popielatej szacie zjawiło się wczesnym rankiem. 
Co ciekawe, nie zaczęła od śniadania, lecz dobre 15 minut spędziła...drzemiąc na balkonowym słupku. Wyraźnie było widać, że oczy jej się "kleją", a głowa kiwa jak u pasażera autobusu na trasie Kielce-Łódź. W końcu jednak zaczęła zjadać orzeszki, wzbudzając zachwyt mój i kota, który jak zaczarowany obserwował ją przez szybę.


Wiewiórka pospolita (Sciurus vulgaris) nie zapada w sen zimowy i jest aktywna podczas krótkiego, zimowego dnia, który spędza głównie na poszukiwaniu pokarmu. Podstawowym składnikiem jej diety są nasiona drzew iglastych, orzeszki bukowe, żołędzie, orzechy i grzyby, które potrafi suszyć wbijając na gałęzie drzew. Latem nie pogardzi również jajami ptaków, a nawet pisklętami. Dzienna porcja żywności dla wiewiórki waha się w zależności od pory roku. Latem ok. 85 g/dzień i mniej zimą (ok. 35 g/dzień). Wiewiórki prowadzą samotny tryb życia, nie są jednak terytorialne. W pary łączą się tylko podczas rui.

Wiewiórka pospolita zmienia szatę z szarej na rudobrązową wiosną. Umaszczenie wiewiórek jest najbardziej zróżnicowane pośród niemal wszystkich ssaków w krainie palearktycznej. Od jasnoczerwonego, przez rude, z kremowym na brzuchu, czarnym na głowie i plecach do ciemnobrązowego. W niektórych rejonach Europy spotykane są również osobniki zupełnie czarne.


Wiewiórki mają doskonały zmysł wzroku, węchu, słuchu i dotyku. Porozumiewają się ze sobą za pomocą mowy ciała, charakterystycznych dźwięków i sygnałów chemicznych. W grupach rodzinnych w komunikacji posługują się także dotykiem.

Ciekawe gdzie też nasz Płomyk uwił sobie gniazdo? Wokół domu i w ogrodzie pełno jego śladów na śniegu. Są bardzo charakterystyczne - odciski dłuższych, tylnych łap znajdują się zawsze przed odciskiem małych, przednich łapek. Może to on jest źródłem dziwnego skrobania, które często słychać było latem na dachu?  Mam przeczucie, że tej wiosny ogród odkryje przede mną kolejną tajemnicę.

niedziela, 3 lutego 2013

Sikorki

Luty, ale dzień już znacznie dłuższy. Mrozy trochę zleżały, powietrze stało się bardziej wilgotne i pachnie rozmrażającym się śniegiem. Słońce wyjrzało dopiero po południu. Polizało od niechcenia świerki, białe płoty, zrobiło parę efektownych plam na śniegu i zniknęło. Słońce w lutym zachowuje się jak diwa. Pierzyna przykrywająca ogród robi się coraz twardsza i bardziej ubita. Zima, zima, zima.
Ale jakby mniej melancholijnie... 
Może za sprawą sikor, które dzisiaj wpadły do ogrodu? Dostały nowe kulki z ziarnem i tłuszczem. Tym razem kulki zawisły na najcieńszych gałązkach bzu, który rośnie tuż za oknem. Rudzielec będzie się musiał sporo namęczyć, żeby je dostać. Ma zresztą już orzeszki rozsypane specjalnie dla niego w kilku miejscach w ogrodzie.

Sikora modra

Wśród sikor rej wodzi modraszka. Mała, okrągła, czupurna kulka z błękitną czapeczką na głowie. O wiele mniejsza od masywnej bogatki, a jednak bez trudu przegania ją od stołu. Patrzy się zadziornie w teleobiektyw, jakby chciała się zapytać: "Masz jakiś problem?".
Sikory modre to bardzo agresywne i terytorialne stworzonka. Jeden ogród zamieszkuje z reguły tylko jedna para. Bogatki dla odmiany nadlatują do kulki całą grupą. Przy kulce jednak obowiązuje hierarchia. Pierwszy jest zawsze samiec, który ma największy czarny krawat. Prezentuje go dumnie całej bogatkowej społeczności, wypinając pierś i skacząc po gałązkach na szeroko rozstawionych nogach.

Sikora bogatka

Problem?
Pyskowały dziś w ogrodzie dobre pół dnia, ignorując zupełnie kota, który w całej swej pręgowanej okazałości wyszedł na obchód. W kociej głowie ta bezczelność się zupełnie nie mieści. W mojej zresztą też.