Pages - Menu

piątek, 12 lipca 2013

Seria morderstw na Północy

Na Północy grasuje seryjny morderca. W przeciągu kilku tygodni w ogrodzie znaleziono około dziesięciu mysich zwłok. Analiza materiału dowodowego pozwoliła na ustalenie modus operandi sprawcy. Zabójca pozbawia swoje ofiary głów lub korpusów. (Detektywi mogą dzięki temu układać mysie puzzle). Zwłoki są często układane pod drzwiami domu zamieszkanego przez spokojne i niekonfliktowe małżeństwo. Policjanci już zdążyli mu nadać pseudonim 'Pan Puzzelek'. Północ ogarnia panika. Świadkowie zeznali, że w okolicy, w której znaleziono najwięcej mysich korpusów widziano pręgowanego kota o rzezimieszkowatym wyrazie twarzy.


Podobno towarzyszyła mu syjamska nastolatka, której zachowanie wskazuje na silne upośledzenie i ograniczoną poczytalność.


Ktokolwiek może pomóc w ustaleniu sprawców tych potwornych zbrodni, proszony jest o zapoznanie się z portetami pamięciowymi i kontakt z Północą. Gwarantujemy anonimowość.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Róże

Moje pierwsze w życiu róże. Nie są łatwymi kwiatami. Nie kwitną tak obficie jak bym chciała, ale też i nie maja lekkiego życia wśród tych skał. Na szczęście wszystkie przezimowały. Przycinałam je z podręcznikiem w ręku, choć patrząc na efekty moich poczynań nie wydaje mi się, żebym dobrze zrozumiała wszystkie wskazówki. Walczę też z mszycami i mrówkami. Ostatnio zauważyłam, że mrówki namiętnie obgryzają brzegi pierwszych płatków w młodych pąkach. Staję się wtedy nerwowa i bez skrupułów miażdżę mrówki między palcami. Cóż... róże to nie aksamitki czy koper. Róże są trudne. Cóż to by jednak był za ogród bez choćby jednej róży? Żałuję, że nie mogę załadować na bloga ich cudnego zapachu. Pierwsza zakwitła moja ukochana 'Peace', znana też jako 'Gloria Dei' lub 'Gioia':

'Peace' ('Gloria Dei', 'Gioia')
Ta róża wielkokwiatowa została wyhodowana we Francji. Ponieważ rejestracja tej odmiany zbiegła się z zakończeniem II wojny światowej, nadano jej nazwę 'Peace'.
Jako jedyna wśród moich róż nie ma problemu z mszycami. Chyba nie lubią jej twardych, skórzastych liści. Póki co ma tylko dwa kwiaty, ale za to ogromne. Zresztą nawet bez kwiatów jej piękne, błyszczące liście są bardzo dekoracyjne.


Następna w kolejności jest 'Schneewittchen', która chyba padła w tym roku ofiarą moich "podręcznikowych cięć" i nie jest już pięknym, symetrycznym krzaczkiem, jakim była ubiegłej jesieni. Nie ma też tylu kwiatów, ale mimo to uważam, że jest urocza:
'Schneewittchen'
Przed domem ciężko walczy o przetrwanie 'Pink cloud'. Byłam przekonana, że nie przeżyje zimy. To właśnie ona została opatulona agrowłókniną w taki sposób, że przypominała wyjątkowo zniekształconego ducha na śniegu. Dodam jeszcze tylko, że 'Pink cloud' jest wyjątkowo oblepiona mrówkami i bez przerwy podgryzana. Pomyśleć, że z minuty na minutę tracę kawałek różowej chmury.

'Pink cloud'

Róża, która w mojej wyobraźni miała piąć się po drewnianej kratce pod balkonem i uginać pod ciężarem kwiecia w rzeczywistości wydała jeden kwiat po czym prawie zamarzła na śmierć mimo mojej zaawansowanej konstrukcji ocieplającej. Cięłam wiosną jej biedne pędy przy samej ziemi. Mowa tu o róży 'Lichkonigin Lucia' :
'Lichtkonigin Lucia'
Na szczęście w tym roku ma się trochę lepiej. Widzę sporo pąków, wypuściła też więcej pędów, ale nie są one tak długie jak były w zeszłym roku. Ma piękne, ciemnozielone liście o silnym połysku. I wreszcie pozostałe dwie odmiany. Dzięki Ani już wiem, że ta pierwsza to 'Bonica'. Drugiej nazwy niestety zapomniałam, gdyż - o wstydzie - zgubiłam kartki z opisami. Jestem jednak przekonana, że gdzieś je widziałam. Znajdą się pewnie zimą w najmniej spodziewanym miejscu.

'Bonica'


Sielankowe, wiejskie krajobrazy, białe płoty, przez które przewieszają się obsypane różami krzewy, ciężkie od pąków i pełne buczących trzmieli. Taaak...nad takim naturalistycznym, nostalgicznym obrazem pracuje się bardzo ciężko. To zupełnie jak z farbowaniem włosów.